— Czy każdy twórca internetowy ma lekkie pióro?
— Nie.
— Czy każdy piszący nie popełnia błędów?
— Nie.
— Czy teksty, które pojawiają się na stronach internetowych, powinny być poprawne?
— Tak.

Ostatnia Tawerna to miejsce zrzeszające wielbicieli wszelkiego rodzaju fantastyki. To tam możecie poczytać recenzje najnowszych filmów, książek, seriali, gier a także sprzętu. Dziś przedstawiam Wam szefa, twórców i korektorów Ostatniej Tawerny:

calosc

Szef całości to Sławek – stoi na straży porządku i pisuje teksty; Ada to szefowa działu filmowego, autorka superrecenzji; Damian i Paulina to korektorzy (Paulina przewodzi działowi korekty, Damian także popełnia [jak sam mówi] artykuły]).
Więcej o nich (a także o innych twórcach Tawerny) TUTAJ.

To z nimi porozmawiamy o języku w Internecie.

Kiedy i dlaczego zapragnąłeś założyć Ostatnią Tawernę?

SŁAWEK: Jakoś w sierpniu prawie 2 lata temu. Przekonał mnie znajomy. Na początku miał to być blog o samym fantasy, ale rozwinęło się w portal o fantastyce 🙂

Jak trafiłaś/ trafiłeś do Tawerny?

ADA: Koleżanka Agnieszka wysłała mi kiedyś link do Ostatniej Tawerny, do jednego z artykułów. Dodałam wtedy stronę do obserwowanych na Facebooku i od tego czasu stałam się bardziej na bieżąco ze światem fantasy. Po jakimś czasie, miesiącu lub dwóch, OT wrzuciło ogłoszenie rekrutacyjne – także i tym razem Agnieszka zadbała, by nie umknęło ono mojej uwadze. Wysłałam więc swoje zgłoszenie z recenzją filmu Logan: Wolverine i czekałam. Całe szczęście, że zechcieli mnie w swoich szeregach! Poprawiłam (w zasadzie nadal poprawiam) swój warsztat językowy, miałam też szansę wziąć udział w paru wydarzeniach, a teraz pilnuję, by dział filmów i seriali funkcjonował sprawnie.

DAMIAN:  Po kilkuletnim pisaniu dla Gildii Filmu chciałem spróbować swoich sił również w innych dziedzinach: grach i komiksach. Wiedziałem, że Michał Ostiak pisze dla Ostatniej Tawerny, więc również się zgłosiłem.

PAULINA: Szukałam miejsca, gdzie mogłabym wykazać się moimi dziennikarskimi zdolnościami. Uwielbiam pisać i tworzyć, mam bogata wyobraźnię. Więc moja przyjaciółka, Ada, która jest w Ostatniej Tawernie redaktorem naczelnym Działu filmowego, poleciła mnie Sławkowi. I oto jestem.

Czy pisanie jest trudne? Z jakiego powodu?

ADA: Jest trudne i zawsze będzie, bo z pisaniem dla (i do) innych wiąże się też duża odpowiedzialność. Poza tym nie myślimy tylko słowami, same wspomnienia to przecież audiowizualny zlepek doświadczeń. Nieprecyzyjnie dobrane słowo może zrujnować przekaz, a więc i nasze zamiary. Zły szyk zdania może sprawić, że zmęczony czytelnik porzuci dalszą lekturę. Aż w końcu skróty myślowe mogą poskutkować tym, że nikt nie zrozumie, co staramy się przekazać.

Dlaczego zajmujesz się korektą?

PAULINA: Od zawsze bardzo dobrze pisałam i wygrywałam konkursy ortograficzne. A co najlepsze: nie wiem, po kim to mam, bo w mojej rodzinie wszyscy z ortografią są na bakier. Zajmuję się korektą w OT bo jest potrzebny ktoś, kto pomoże innym znaleźć błędy, których sami nie widzimy. I jest to kolejny etap w moim życiu.

DAMIAN: Powody są dwojakie. Z jednej strony zacząłem zajmować się sprawdzaniem tekstów (najpierw dla Gildii, później dla Tawerny), ponieważ sam pisałem na tyle dobrze, że mogłem pomagać wyłapywać błędy innych. Z drugiej – mam w sobie coś z purysty czy też „gramatycznego/ortograficznego/stylistycznego nazisty” i dobrze mi idzie wyłapywanie byków, chochlików i innych niepożądanych stworzeń w tekście, więc jest to coś, w czym byłem chętny pomóc.

Czy przyszłych redaktorów sprawdzasz także pod względem poprawności językowej?

SŁAWEK: Tak, głównie pod tym ich sprawdzamy 🙂 i po jakości pisania i stylu.

Gdy piszesz artykuły, recenzje – jak często zaglądasz do słownika? Do jakich innych pozycji poprawnościowych sięgasz? Skąd wiesz, że to co napisałaś, jest napisane poprawnie?

ADA: Odpowiem szczerze. Dwa czy trzy razy to minimum zaglądania do sieci w trakcie pisania jednego tekstu. Wątpliwe frazy wpisuję w wyszukiwarkę Google, tam najczęściej wyskakuje poprawna forma jej zapisu. Gdy mam problemy z przecinkiem, zaglądam do poradników dla korekciarzy. Gdy czas mnie goni, sięgam po opinię osób z tawernianej korekty, do której tekst tak czy siak trafia pod koniec pracy nad nim.

Czy pamiętasz tekst, którego naprawdę nie mogłaś zrozumieć, ponieważ był napisany tak niezgrabną polszczyzną?

PAULINA: Tak, pamiętam. To był jeden z moich pierwszych tekstów na OT. Wtedy działałam praktycznie sama w korekcie i otrzymałam recenzję gry, którą poprawiałam prawie dwie godziny. Ciężki, mało zrozumiały styl. Górnolotne wypowiedzi bez sensu. Ktoś może i chciał dobrze, ale zbytnio nie wyszło. Dałam jednak radę i tekst wyszedł bardzo przyzwoity.

DAMIAN: O kurczę, trudne pytanie. Nie pamiętam jakichś szczególnie zabawnych lapsusów czy literówek albo pomyłek, z którymi bym się zetknął. Większość jest raczej trywialna. Pamiętam jednak, że miałem kiedyś do czynienia z recenzją serialu animowanego, która liczyła sobie niecałą stronę, w trzech czwartych składała się z opisu fabuły, była pełna błędów językowych i logicznych, a po korekcie była w osiemdziesięciu procentach czerwona. Trudno powiedzieć, żeby było to zabawne, ale zastanawiałem się, dlaczego ten redaktor upiera się przy pisaniu, skoro ewidentnie mu nie idzie? Tym bardziej, że był to już kolejny jego tekst w podobnym stylu.

Z jakich wydań (słowników, książek dot. poprawnej polszczyzny) korzystasz: internetowych czy masz też wersje książkowe?

ADA: Internetowe, stanowczo. To szybka forma odkopywania wiedzy.

Gdzie sprawdzasz (jeśli sprawdzasz) wątpliwości dotyczące zagadnień językowych?

ADA: U wujka Google i u korekty. Lub w cudzych tekstach, upewniając się, że dobrze stosuję zapis danego tytułu czy pozycji.

Po co komu dokładne, dokładniusieńkie sprawdzenie tekstu – przecież jeśli tekst jest w miarę zrozumiały, po co czepiać się paru przecinków czy konstrukcji zdań?

PAULINA: Prosty przykład. „Lubię gotować moją rodzinę i zwierzęta”.😊 Gdybyśmy nie dbali właśnie o te szczegóły, każdy pisałby byle jak, aby był mniej-więcej sens. A potem błędy coraz większe i większe… Zresztą w większości przypadków po kilku sprawdzonych tekstach osoba, która pisze kolejny artykuł, rozwija się. Czyli zauważa swoje błędy i pisze coraz lepiej. Sama też to zauważyłam i wiem, że pomimo tego że osoby dbające o ortografię i interpunkcję mogą być uważane za „czepialskich”, warto.

Czy błąd błędowi równy? Co uchodzi twórcom internetowym – a co już nie?

DAMIAN: Zdecydowanie nie. Błędy ortograficzne to dla mnie „waga ciężka”. Pomyłki gramatyczne i powtórzenia są mniej poważne, ale jednak irytujące, bo zwykle wynikają z niedokładnego przeczytania własnego tekstu. Z interpunkcją dużo osób ma problemy (tym bardziej, że jej reguły zdają się być mniej regularne i oczywiste), a styl można wyćwiczyć, więc te sprawy traktuję jako najmniejsze „przewinienie”.
W Internecie zdecydowanie łatwiej dopuścić kolokwializmy (szczególnie na półamatorskich, powstających szybko wpisach na blogach czy fanpage’ach). Podczas lektury tekstów pisanych samodzielnie i niepoddawanych korekcie (znów szczególnie we wspomnianych przypadkach) przymykam oko na powtórzenia, o ile są nieliczne oraz na „chodzenie na skróty” pod względem typograficznym – stosowanie myślnika w miejsce półpauzy czy znaku sekundy w miejsce cudzysłowu. Tolerowane są również częste zapożyczenia wynikające zapewne z obcowania z anglojęzyczną blogosferą. Mnie nagminne kalkowanie terminologii drażni i jako korektor zwracam uwagę autorom, ale jako czytelnik staram się nie czepiać.

Gdy już wyjdziecie z Tawerny, co lubicie czytywać w polskim Internecie? 

DAMIAN: Cierpię na permanentny niedobór czasu, więc rzadko czytam dłuższe wpisy na blogach, nawet jeśli wydają się interesujące. Śledzę jednak kilka stron na Facebooku: Kusi na kulturę, Full Frontal Pisulę i Mistycyzm Popkulturowy, czyli fanpage’e (kurczę, chyba tak powinno się odmienić liczbę mnogą?) [Tak – KP] stosunkowo młodych ludzi traktujące o popkulturze.

PAULINA: Powiem szczerze, że gdybym miała wymienić wszystkie strony/blogi itp., które czytuję – zabrakłoby stron. Jako dziennikarz mam bardzo szerokie spectrum zainteresowań – od reportaży, po minimalistyczny styl życia, grafikę 3D, maratony biegowe czy pisanie własnej książki. Trzeba się rozwijać i być otwartym na różne rzeczy i nie bać się ich poznawać

ADA: Artykuły specjalistyczne, związane z moim kierunkiem studiów, anglojęzyczne UNILADy i strony o podróżowaniu (Wakacyjni Piraci! Blogerzy z Islandii). Jednak często są to po prostu strony z memami – tak na odstresowanie.

Czy zwracacie uwagę na język, jakim posługują się twórcy w Internecie? Jak go (język) oceniacie? Czy ewentualnie zauważone błędy (językowe, ortograficzne itp.) przeszkadzają Wam w odbiorze tekstu/ów?

ADA: Bardzo. Oczywiście, każdy styl rządzi się nieco innymi prawami. Jednak gdy wchodzę na profil blogera czy jakiejś firmy, bardzo wadzą mi błędy językowe. Gdy włanczają, robią coś w każdym bądź razie, gdy jest im ciężko coś zrobić (trudno! Nie ciężko, moi mili!), gdy stawiają przecinek przed „że” w sformułowaniu „mimo że”, gdy zapominają zupełnie o przecinkach w swoich postach… porzucam czytanie. Czasem też odfajkowuję polubienie. Choć sama popełniam przecież błędy, to już od liceum mam w sobie małego grammar nazi.

DAMIAN: O tym w sumie mówiłem wcześniej. Czytając, widzę powtórzenia, błędy i anglicyzmy, jednak jako czytelnik staram się nie czepiać, jeśli nie są rażące.

PAULINA: Oczywiście, zauważam błędy. Jeśli są bardzo rażące, nie jestem w stanie doczytać tekstu do końca – wtedy opuszczam stronę. Mam też świadomość, że to także zasługa smartfonów i pośpiechu – nie zwracamy uwagę, jak piszemy, byle po prostu pisać. Jeśli to jest mój znajomy – pomogę mu poprawić błędy. Ale to nie jest tak, że wszyscy piszą źle. Większość osób w Internecie potrafi pisać piękną i poprawną polszczyzną.

A co z pozostałymi mediami? Czy często zauważacie niepoprawności w przestrzeni publicznej? Czy Was to razi?

ADA: Razi. Ale nie spędza snu z powiek. Internet ma niby swoje osobne prawa, możemy pisać do siebie bez polskich znaków, w pędzie, przez Messengera. Jednak gdy nie jest to już rozmowa prywatna, a publiczny post (nawet reklamowy), to niepoprawność językowa zaczyna wtedy razić. Oczywiście, można od razu pomyśleć o swoich prywatnych konwersacjach pełnych literówek i skrótów myślowych i uznać, że inni też mogą sobie na nie pozwalać, nawet poza sferą prywatnej wymiany zdań. Może więc w tym miejscu wyjdę na hipokrytkę, ale podtrzymuję swoje zdanie: niepoprawność razi. Ostatnio na jednym z bilbordów zabrakło przecinka. Z pełnym niedowierzaniem wysłałam zdjęcie tej reklamy do koleżanki. Prześladowała mnie ona przez dłuższą chwilę. Gdzie ich korekta? – pytałam siebie.  

PAULINA: Wywiady, wiadomości, filmiki na YouTubie, wypowiedzi na żywo. Bardzo dużo osób popełnia błędy językowe. Politycy, gwiazdy, aktorzy, nawet nauczyciele😊 Najbardziej mnie razi zbyt duża ilość powtórzeń oraz „eee’, „yyyy”, „mmmmm”. Chyba wiecie, o co chodzi.

DAMIAN: Oj, tak. Idiotycznie sformułowane teksty reklamowe, błędy w nagłówkach albo słynnych paskach kanałów informacyjnych są frustrujące. Podobnie zresztą jak chaos estetyczny. Czasami jednak trzeba zagryźć zęby i na przykład kończyć nagłówek w ulotce kropką, bo taki jest globalny standard w korporacji, dla której na co dzień pracuję.

Jak myślicie, jakie jest ogólne nastawienie polskiej sieci wobec poprawności językowej?

DAMIAN: Takie, jak polskiego społeczeństwa w ogóle. Te kilka promili, które zajmuje się pisaniem, zwraca na to uwagę, a reszta ma mniej lub bardziej w nosie.

PAULINA: “Czepialska, pedantka, nudziara. Nie dziwię się, że nie masz znajomych” – to tylko kilka rzeczy, które usłyszałam, kiedy kogoś poprawiałam. Polskie społeczeństwo jest nastawione bardzo negatywnie, bo jesteśmy bardzo dumni. Dlaczego ktoś ma nas poprawiać? To niedorzeczne! A w komentarzach pod postem (czy innym komentarzem), gdzie ktoś zwróci uwagę na błędy językowe, tworzy się tzw.”gównoburza”.

ADA: Różne. Mało wymagające? Nie wiem. Rzadko kiedy ludzie wytykają błędy w komentarzach, może webowa netykieta tak nas trzyma w ryzach – przecież zwrócenie uwagi mogłoby urazić piszącego? A więc częściej chyba oczy przymykamy i przecinki sobie wyobrażamy.

I ostatnie pytanie: czym dla Ciebie jest język? Jak go traktujesz w swojej codziennej pracy?

PAULINA: Jestem dziennikarzem. Piszę dużo artykułów, czasami przeprowadzałam wywiad. Pracowałam w radiu na stanowisku prowadzącego i realizatora. Obecnie jestem na recepcji hotelowej. Pomagam w dziale korekty, a sama piszę książkę. Język jest dla mnie nieodłączną częścią funkcjonowania w tym świecie. Dbam o niego, pielęgnuję go, a także staram się, aby inni dostrzegli, że prawidłowe wypowiadanie się (i pisanie) potrafi bardzo dużo zmienić. Nie mówię, żeby mieć tzw. „kij w dupie”, ale dbać o nasz piękny, polski, szeleszczący język.

ADA: Staram się o niego dbać, więc nie używam „włancznika”. Język traktuję jako narzędzie do pracy, do wyrażania opinii i czasem do jej kreowania. Także jako środek wyrazu – swoich emocji, odczuć czy stanów emocjonalnych.

DAMIAN: Odpowiem, jak prawdziwy kulturoznawca, powołując się na umysły większe od mojego. Ludwig Wittgenstein stwierdził, że granice naszego języka wyznaczają granice naszego świata – zgadzam się z tym w pełni. Im lepiej posługujemy się językiem, tym lepiej jesteśmy w stanie pojąć otaczającą nas rzeczywistość. Z kolei scenarzysta komiksowy, pisarz, performer i mag Alan Moore wyznaje wiarę, że korzystanie z języka jest czynnością magiczną. Mówiąc i pisząc, a w szczególności opowiadając, w niemal mistyczny sposób odciskamy własne piętno na umyśle odbiorcy, zmieniając rzeczywistość. Ergo język nie tylko wyznacza granice mojego świata, ale i kształtuje go.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

A jakie Wy macie przemyślenia odnośnie języka postów, blogów, portali? Czy zgadzacie się z twórcami Ostatniej Tawerny? Podzielcie się z nami Waszą opinią.

Zapraszamy też do odwiedzenia Tawerny: https://ostatniatawerna.pl/